RSS

Nowy początek.

Po raz kolejny zaczynam od początku. Który to już raz? Nie mam pojęcia.

Kto mnie zna, wie że zawsze chciałam mieć dzieciątko. Ale póki go mieć nie mogłam, robiłam wszystko żeby nie myśleć. Wkręciłam się w wir spełniania marzeń, sielanki i pracy. Całej masy pracy. 
Robiłam to co kocham najbardziej. Żyłam z ludźmi i między ludźmi. ;)
Ciąża przyszła niespodziewanie jak grom z jasnego nieba, jak cud. Nie przeszkadzała mi jednak w tym, żeby być sobą. Bywało ciężko, gdy męczyły mdłości, a później brzuch coraz bardziej przeszkadzał. Ale to ciągle nie zmieniało faktu, że żyłam sobą, pełnią życia ;)
Wiedziałam, że wraz z rosnącymi kilogramami zbliżałam się coraz bardziej do nieuchronnego punktu, gdzie przymusowy odpoczynek i odcięcie od świata będą dniem powszednim. Wierzyłam jednak, że to szybko nie nadejdzie.
Przyszedł jednak 27 tydzień i czarna wizja: ,,Musi Pani zostać w domu".
Gdy po kilku dniach dotarło do mnie co to znaczy i co kryje się za tymi słowami Tygrysiasty (mąż) stwierdził, że zaczęłam wariować :D
Nagle pozostawiona sama sobie, bez nadziei na lepsze jutro, zaczęłam się panicznie nudzić :D
Grać beznamiętnie w gry-pochłaniacze czasu, które mało mnie fascynowały. Siedzieć na forum, na którym nagle zrobiło się pusto, przeglądając facebooka, z nadzieją że będę mogła się do kogoś odezwać. 
I nagle gdy po raz 1000 tego dnia włączałam facebooka, żeby sprawdzić, czy ktoś czegoś ciekawego nie wstawił doszłam do wniosku, że tak być dłużej nie może.

Po kolejnych, pełnych współczucia spojrzeniach Tygrysiastego, który wiedział co się święci, bo przecież nawet we własnym domu w ostatnim czasie byłam praktycznie gościem, postanowiłam wziąć się w garść. 
Wczoraj, gdy mężny widział już moją desperację w oczach po kolejnym dniu spędzonym w domu, zabrał mnie chociaż na krótki spacer. I zgodził się już na wszystko co wymyśliłam, byle bym znowu była jego normalną żoną.
Tak więc stwierdziłam, że ubranka to dobra rzecz. :)
To coś co jest moją ogromną pasją od zawsze i ich przebieranie, segregowanie i układanie sprawia mi ogromną przyjemność i jednocześnie jest tym czymś co mogę robić siedząc w domu na 4 literach.
Dobrze że mężny powiesił mi hamak, mam dodatkowo dzięki temu jak obcować z naturą i świeżym powietrzem :)

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

2 serduszek:

Mama Adama pisze...

Witam. Ja miałam to szczęście, że moja ciąża była zupełnie w porządku (aż do niespodziewanego rozwiązania w 33 tc), i byłam "czynna" aż do samego końca :-) chodziłam bez przerwy na zajęcia, na basen, na uczelnię... a bobas był najgrzeczniejszy na świecie :) Za to po narodzinach poczułam co to znaczy siedzieć na dupie. Zawsze miałam 1000 zajęć dziennie, a dzidzia po narodzinach zatrzymała mnie w miejscu. Spał - jadł - spał - jadł ... straszna monotonia, zero wyjść z domu... na szczęście mój Małż był przy mnie, podnosił mnie na duchu, a nawet wstawał w nocy do Adasia na zmianę ze mną, żebym mogła się choć trochę wyspać.
Życzę dużo zdrowia i szczęścia dla przyszłej mamy :) I dużo wytrwałości! :)

Czarodziejka pisze...

I właśnie dla takich mam piszę tego bloga. Ja też przez większość ciąży biegałam na uczelnię, do pracy, na basen, organizowałam różne akcje. A tu nagle ,,wyrok" i świadomość, że muszę to nagle przerwać.
Nie jest to łatwa sytuacja dla kobiety bardzo aktywnej, ale wszystko da się jakoś złagodzić i znaleźć jakieś zastępstwo, odskocznię ;)
Cieszę się, że Wam się udało. To wiadomość dla mnie, że się da ;)

Dziękuję za życzenia i także życzę powodzenia ;)

Prześlij komentarz

Stali bywalcy ;)